środa, 26 sierpnia 2009

+ 300 lansu




Byłam na Radiohead. Na koncercie, który już, moim zdaniem słusznie, został ogłoszony koncertem roku. Yorke i spółka zagrali dla 40 tysięcy ludzi zgromadzonych na poznańskiej Cytadeli. Wszystko zaczęło się kilka minut po godzinie 21, kiedy cały zespół pojawił się na scenie, przy towarzyszącym mu deszczu świetlnym. Zaczęli od "15 Step". How come i end up when I started? Thom Yorke na scenie, pod sceną istne szaleństwo. Oto stoi przed nami lider najważniejszego zespołu świata. Dla wielu fanów Radiohead to z pewnością jeden z najwspanialszych momentów ich życia.

Cały set oparty był głównie o kawałki z "Hail to the Thief" i "In Rainbows". Nie zabrakło zatem takich utworów, jak: "There There", "2+2=5" i "Myxomatosis" z tej pierwszej, a także m.in. "All I need", "Nude", "Reckoner", "Jigsaw Falling Into Place" z ostatniego albumu Radiowców. Resztę gigu wypełniały najbardziej znane utwory [żeby nie używać słowa "hity"], a więc "Karma Police", "The National Anthem", "Paranoid Android" i, przyznam szczerze, najbardziej wyczekiwane przeze mnie wykonanie "Idioteque" [THIS IS REALLY HAPPENING], gdzie Yorke zawsze wykonuje swój uroczo pokraczny taniec.

Thom Yorke okazał się zresztą świetnym showmanem. Wiadomo, jak niemal każdy lider zespołu, przykuwał 98% uwagi publiczności. Gdzieś jacyś Greenwoodowie, mało widoczny O'Brien, schowany Phil Selway, a Yorke? Yorke tańczy, Yorke śpiewa, Yorke żartuje z publicznością, Yorke gra na gitarze, fortepianie, perkusji... Artysta kompletny, no, chyba, że weźmiemy pod uwagę jego brak zdolności lingwistycznych - z prostym "dziękuję bardzo" [dziekuja badzo] musiał mu pomagać Ed O'Brien, bo publiczność niezbyt wiedziała, co Yorke chce nam powiedzieć. Na jednej próbie zresztą się skończyło. Potem kilka razy padało "thank you", co polska publiczność za każdym razem nagradzała burzą oklasków.

Sauron Yorke:


Cały koncert Radiohead to genialnie wyreżyserowane show. Show stworzone za pomocą kilkunastu rur zamontowanych nad sceną... Efekty świetlne, które się na nich pojawiały, robiły niesamowite wrażenie, szczególnie wtedy, gdy ilustrowały teksty, lub gdy teksty stanowiły wizualizację [patrz: "Everything In Its Right Place"]. Kamerki zamieszczone w niektórych rurach pozwalały na śledzenie ruchów poszczególnych muzyków. Dodatkowo obraz z kamer był wyświetlany na telebimie, zawieszonym z tyłu sceny. Wrażenie robiła na mnie obsługa techniczna, która w ułamkach sekund zmieniała lub podstawiała kolejne instrumenty.

Dwa razy wychodzili na scenę, przy głośnym skandowaniu publiczności. Nie, żeby nas tak bardzo lubili, podobnie było w Czechach i Austrii, z jednym, ale niemałym wyjątkiem. Oni nie mieli "Creep"

Przed tym ostatnim kawałkiem Yorke wygłosił najdłuższy tego wieczoru monolog, mówiąc o tym, że nie wiedział, jakie piosenki znamy, a jakich nie [znaliśmy wszystkie], ale "if you don't know this one, it means, that we screwd". Pierwsze dźwięki, myślę "skądś to znam, ale to przecież niemożliwe". A jednak. W najśmielszych oczekiwaniach, układając swoją setlistę marzeń, nie przyszło mi do głowy, że mogę usłyszeć "Creep" na żywo. Przecież ten kawałek jest znany z tego, że niezwykle rzadko pojawia się na koncertach! To był zdecydowany ukłon w stronę polskiej publiczności, za to, że tak długo musieliśmy czekać na ich drugi koncert w naszym kraju. Było warto. Anglicy nie mieli u siebie "Creep" od 8 lat. Kiedy sobie to uświadomiłam, najzwyczajniej w świecie się rozryczałam. Było już dawno po koncercie Radiohead, ostatnim kawałkiem rozłożyli mnie na łopatki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane ich zobaczyć.



Kilka słów o supporcie Radiohead, czyli koncercie zespołu Moderat. Przyznaję bez bicia, że z twórczością panów Apparata i Modeselektora zapoznawałam się na dzień przed koncertem. Ich występ bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i podobał mi się o wiele bardziej, niż płyta. Świetne wizualizacje i przyjemna muzyka, sprawiły, że była to bardzo dobra zapowiedź Radiohead. Szkoda tylko, że Moderat grał tak wcześnie, gdy było jeszcze jasno, ponieważ ich klimat ich muzyki jest odczuwalny przy zgaszonym świetle. Nie mniej jednak, było to bardzo miłe koncertowe doświadczenie.


PS
Miastu Poznań dziękuję za organizację.

2 komentarze:

  1. Opłacało się w ogóle tyle stać na tego chrisa martina? Herbatę z miodem piję non stop, bo jeszcze tak w życiu mordy nie darłem na koncercie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. opłacało się, ale Chrisowi chyba oko opada coraz bardziej i zaczynam się martwić

    OdpowiedzUsuń